PoWtŚrCzPtSoNd
010203
040506 07080910
11121314151617
18192021222324
25262728293031

Udostępnij:

Izabela Włosek - Speloeklub

Środa, 6 lipca, 2011, #NGO, #Aktualności, #Liderzy Dąbrowskiej Pozarządówki

Z Izą Włosek, prezes Dąbrowskiego Speleoklubu, rozmawiam między jednym a drugim jej wyjazdem. Niedawno wróciła z Wojcieszowa, gdzie po raz kolejny została mistrzynią Polski w speleo. Na medal również spisuje się jako prezes Speleoklubu w Dąbrowie Górniczej.




 

Czym zajmuje się speleoklub?
IW: Speleoklub Dąbrowa Górnicza to klub zrzeszający grotołazów, działający od 1969 roku w ramach Polskiego Związku Alpinizmu. Jednakże poza grotołazami wiele jest tu również osób, które łączy zamiłowanie do wszelkiego sportu – wspinaczki, kanioningu, kolarstwa szosowego, mtb, skitourów, nart biegowych, a nawet paralotni.

 

Speleoklub jest stowarzyszeniem, którego celem działalności wynikającym ze statutu jest prowadzenie działalności sportowej, naukowej oraz  edukacyjnej służącej poznawaniu jaskiń, rejonów jaskiniowych, gór i rejonów wspinaczkowych w Polsce i na świecie. Propagowany jest aktywny sposób wypoczynku oraz kultura i bezpieczeństwo uprawiania działalności górskiej. Nasz klub kładzie także nacisk na wysoki poziom szkolenia zarówno młodych adeptów speleo jak i instruktorów.

 

Kiedy zaczęła się Pani przygoda z jaskiniami?
IW: Moja przygoda z jaskiniami zaczęła się już we wczesnym dzieciństwie. Pierwszy raz do jaskini zjechałam z moim tatą, który był bardzo aktywnym działaczem dąbrowskiego speleoklubu. Właściwie ciężko to nazwać zjechaniem, byłam po prostu do tej jaskini spuszczona na linie przez niego. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, tej ekscytacji – ta przygoda śniła mi się jeszcze przez wiele kolejnych nocy.

 

Jako berbecie wraz z bratem byliśmy częstymi gośćmi w skałach. Później pojawiła się szkoła, obowiązki i do jaskiń wróciłam dopiero w liceum. To wtedy mój brat poszedł na kurs speleologiczny i tym samym zainteresował mnie na nowo tym sportem. Kolejne jaskinie eksplorowałam z właśnie z nim – był moim przewodnikiem i czuwał nad bezpieczeństwem. Kiedyś zaklinowałam się w bardzo wąskim zacisku, nie mogłam z niego wyjść i rozpłakałam się. Szybko przyszedł z dobrą radą – nie becz tylko wyłaź stąd!

 

W speleomistrzostwach, które odbywały się 28 maja w Wojcieszowie została Pani po raz kolejny mistrzynią Polski. Jednak na liście zawodników pojawiło się jeszcze jedno nazwisko Włosek. To przypadek?
IW: Pierwszy raz startowała ze mną moja córka – Agnieszka. Nigdy z mężem nie narzucaliśmy dzieciom naszych pasji. Owszem, pokazywaliśmy im jaskinie, wspinaliśmy się z nimi, ale zawsze miały one wolną rękę w tym co chcą robić, jakiemu hobby się oddać i jaki sport uprawiać. Dopiero teraz zdaje się, że na nowo powracają do zainteresowań, które na początku w nich wskrzeszaliśmy – córka ukończyła w tym roku kurs, wystartowała w zawodach, a co więcej wyraziła szczerą chęć do treningu i startu w mistrzostwach w przyszłym roku. Syn jest młodszy, lecz pewnie też prędzej czy później pójdzie w nasze ślady.

 

Na czym polegają takie mistrzostwa?

IW: Mistrzostwa są próbą zmierzenia się z czasem i własną słabością. Na obowiązkowej do pokonania trasie znajdują się liczne zjazdy i wyjścia po linie, tyrolki, trawersy, imitacje jaskiń, zaciski, przepinki i inne różnorodne przeszkody. W tym roku trasa była szczególnie trudno, a tory były nie lada wyzwaniem. Oczywiście w rzeczywistości rzadko zdarza się, że jakaś jaskinia jest aż tak naszpikowana trudnościami i zasadzkami linowymi, ale zawody rządzą się swoimi prawami.

 

Od kiedy jest Pani związana z SDG?
IW: Z klubem jestem związana od 1986 roku. Wtedy to przystąpiłam do kursu jaskiniowego i po nim już zostałam.

Nasz klub uchodzi za jeden z najlepszych w kraju. Czemu zawdzięcza swoją renomę?
Przede wszystkim kadrze instruktorskiej. Mamy doskonale wyszkolonych, cały czas dokształcających się  instruktorów, którzy na swoim koncie mają wiele przejść. Kiedy w latach 90 speleologia przeżywała wielki rozkwit na naszych kursach mieliśmy kursantów dosłownie z całej Polski.

 

Nasz klub jest również rozpoznawany  w środowisku w całej Polsce dzięki speleokonfrontacjom. Jest to ogólnopolski przegląd wszelkiej działalności górskiej i jaskiniowej klubów zrzeszonych w PZA. Kilkudniowe spotkanie środowisk górskich z całego kraju obfituje w pokazy filmów, zdjęcia z eksploracji jaskiń, z wypraw i podróży po całym globie. Wówczas poznajemy się wzajemnie, wymieniamy między sobą cenne doświadczenia czy umawiamy się na kolejne wyjazdy.

 

Ilu członków liczy klub?
IW: W chwili obecnej klub liczy ponad 80 członków. Mamy w naszych szeregach dziesięciu instruktorów i wykładowców, których doświadczenie potwierdzone zostało przez nadane uprawnienia Polskiego Związku Alpinizmu. Rokrocznie przyjmujemy również wiele osób na kurs jaskiniowy, spora część z nich zostaje później  w klubie. Aktywnych członków spośród tej liczby jest około połowa. Dzisiejszy styl życia, praca zawodowa, obowiązki i rodzina zabierają nam obecnie większość czasu jakim dysponujemy.

 

Gdzie najczęściej można Was spotkać?
IW: Najczęściej stacjonujemy na górze Birów (lewe Podzamcze, koło zamku w Ogrodzieńcu). Jeżeli wiszą tam liny, a skały oblepione są przez wiszących na nich ludzi to najczęściej my. Jest to nasz poligon doświadczalny. Miejsce idealne do szkolenia oraz rozwijania własnych umiejętności. W celach wspinaczkowych najczęściej wyjeżdżamy do Podlesic i Rzędkowic. Bezwzględnie Tatry, gdzie również odbywa się część kursu jaskiniowego. Za granicami naszego kraju natomiast mamy swój stały spot w Dolomitach – Dolomiti Friulane – rejon krasowy Busa dei Vediei, który już od pięciu lat eksplorujemy w poszukiwaniu nowych systemów jaskiniowych. Organizujemy liczne wyjazdy w skały, do jaskiń, eksploracyjne, poszukiwawcze – każdy z nas może znaleźć swoją małą Amerykę, postawić stopę tam, gdzie żadna inna stopa jeszcze nie stała.

 

Na miejscu można nas znaleźć w siedzibie klubu na ul. Sienkiewicza 15, w każdy czwartek około godziny 19:30. Mile widzimy młodych adeptów dla których przygotowaliśmy liczne szkolenia, np. z kanioningu. W tym roku ruszyliśmy również z fragmentarycznymi szkoleniami, np. węzły, poręczowanie, etc. W sierpniu natomiast przygotowujemy otwarte warsztaty dla 15 osób dotyczące technik linowych, wspinania się i groto łażenia.

 

A kto może zostać grotołazem?
IW: Właściwie każdy może spróbować swoich sił w chodzeniu po jaskiniach, a w momencie kiedy zacznie to robić sam zweryfikuje swoje dalsze plany. Nie ukrywam, że jest to ciężka działalność. Same techniki linowe, czyli umiejętność poruszania się po linach, używania przyrządów jest fajną zabawą, natomiast wejście do jaskini weryfikuje wszystko. Chłód, duża wilgotność powietrza, ciemność, wielogodzinna akcja jaskiniowa, liczne zjazdy i bardzo męczące podchodzenie po linie, a wszystko to niejednokrotnie okupione kilkugodzinnym dojściem do jaskini i powrotem do biwaku. Ponadto, nie strasząc nikogo, jeżeli w jaskini coś się wydarzy trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dużo trudniej tu o pomoc z zewnątrz. Jednym słowem, trzeba mieć mocną psyche.

 

Czym jaskinie są dla Pani?
IW: Jaskinia jest miejscem gdzie człowiek jest zdany na siebie. Na siebie i na partnera, przyjaciela. To niesamowite, ale ludzie którzy tworzą zespół, którzy razem chodzą po jaskiniach połączeni są między sobą cudowną więzią, bezgranicznym zaufaniem. Pod ziemią tworzą jeden zespół, gdzie jedno jest bezwzględnie zależne od drugiego. Chodzenie po jaskiniach wymaga wiele siły, skupienia i umiejętności technicznych. Zawsze wchodząc do dziury człowiekowi towarzyszy nutka niepewności – zawsze trzeba być czujnym. Jaskinie są dla mnie wyzwaniem. Są piękne,  inne niż to co otacza nas na co dzień i dostępne nie dla wszystkich – nie każdemu dane jest trafić do ich magicznego świata.

 

Najpiękniejsza jaskinia którą Pani eksplorowała?
IW: Jeśli mówimy o Polsce to zdecydowanie Ptasia Studnia w Tatrach. Posiada ona przepiękne przestrzenie, liczne korytarze, wspaniałe studnie. Ogólnie jest to wymagający i trudny system jaskiniowy, do którego można wejść na kilkanaście różnych sposobów. Ponadto jest to moja pierwsza Tatrzańska jaskinia, stąd więc może ten sentyment. Natomiast w Dolomitach to zdecydowanie jaskinia Oliviefer – ponad 1000 metrowa jaskinia obfitująca w rozliczne salki marmurowe w przeróżnych kolorach – od ciemnych po jasno różowe – istna uczta dla oka.

 

Jakie to wrażenie wyjść na powierzchnię ziemi po wielogodzinnym pobycie pod jej powierzchnią?
IW: Przede wszystkim po wyjściu z jaskini otaczający nas świat bardziej oddziałuje na zmysły. Uderza przede wszystkim uczucie ciepłych promieni słońca na skórze, zapach traw i śpiew ptaków. Ale nie oznacza to wcale, że jaskinie są bezwonne. Każda jaskinia ma swój zapach. Zazwyczaj jest to mieszanka wilgoci, skał, nieraz błota. W czasach, kiedy jeszcze w jaskiniach można było używać karbidu wielu grotołazom zapach jaskini kojarzył się właśnie z wonią acetylenu. Jedno jest pewne – po długiej przerwie bardzo się tęskni za tym specyficznym zapachem.

 

Jakie plany związane z działalnością klubu?
IW: Przede wszystkim kontynuacja i rozwijanie tych gałęzi, które już prowadzimy, a nader wszystko nacisk na szkolenia. Dalsza eksploracja we Włoszech, prowadzenie Speleokonfrontacji, które zdaje się, że już do nas przyrosły na stałe. Ważne są również inne nasze górskie pasje – skitoury, kanioning czy mtb, które chcemy rozwijać w podobnym stopniu.